Lato było fajne – vol. 2

 

Zimno, mokro, ciemno, beznadziejnie – typowa tutejsza jesień, nie lubię z wzajemnością. Pewnie nie powinnam biadolić, bo tym razem i tak się nie spieszyła. Październik wreszcie nie wyglądał jak piździernik, tylko  jak złota polska jesień z bajek albo z tych podrasowanych wspomnień z czasów, które „kiedyś to były”. Kolorowe drzewa, kasztany,  piwko na leżaku z widokiem na Łąki Nowohuckie. Ostatnie podrygi bardzo udanego lata. Przez cztery miesiące ładowałam baterie do oporu, więc może i dalej jakoś to będzie (z drobną pomocą witaminy D i innych takich). Były włóczęgi lokalne, były i zamiejscowe – dokumentacja poniżej.

Staszów i okolice, czyli Świętokrzyskie – moja druga mała ojczyzna. Rodzinne miasto mojej mamy i miejsce, w którym spędziłam pół dzieciństwa. Pod koniec lat 80. i w latach 90. „miasto” raczej administracyjnie niż krajobrazowo czy kulturowo (złośliwi powiedzą, że dziś też), więc taki był mój pierwszy kontakt z wiejskimi klimatami. Za dzieciaka zaliczyłam m.in. dojenie krowy u babcinej sąsiadki (znaczy tylko się przyglądałam, bo nie pozwolili pomóc), ucieczkę przed wojowniczo nastawioną kozą u innych sąsiadów, wspinanie na jabłonki w sadzie (siniaki, zadrapania i zdarty naskórek w pakiecie), zabawy z króliczkami albo raczej zabawy króliczkami (dziadek czasem pozwalał wnuczkom karmić króliki, do czasu aż nie przyłapał nas na otwieraniu oczu kilkudniowym, jeszcze na wpół ślepym młodym „żeby króliczki już patrzyły”). Skakanie po sianie, opalanie w samych majtkach (albo i bez, kto by  tam wtedy zwrócił uwagę, że po podwórku lata trójka gołych kilkulatek). Spacery do lasu i historie o duchach („Czarna Panna z mgły wychodzi”). Kąpiele w rzece i w pobliskim jeziorze albo w Zalewie Chańcza, który wtedy był kąpieliskiem luks, a dziś straszy ruiną wieży ratowniczej i zakwitem. A zimą bałwanki, sanki i łyżwy na zamarzniętym rozlewisku.

Wiejsko i sielsko. Różne głupoty i przygody, po których jakimś cudem ja, moja siostra i dwie siostry cioteczne jeszcze żyjemy i wyrosłyśmy na stateczne (hehe :P) pańcie 30+, w dodatku bez większych uszczerbków na zdrowiu. Czasem kończyło się na pogotowiu, czasem na domowym zabiegu z wodą utlenioną i opatrunkiem, innym razem tylko na strachu i (nazwijmy to ładnie) pedagogicznych gadkach rodziców.

A nieco później inne gry i zabawy, dość typowe dla wieku: tanie wino za garażami i fajki na starym, zarośniętym chaszczami boisku (byle dalej od domu i od szlaków zakupowo-towarzyskich, uczęszczanych przez rodzinną starszyznę czy kogokolwiek, kto mógłby naskarżyć, że gówniary palą). Jakieś spelunowate knajpki udające pizzerie, gdzie piętnastolatek mógł bez problemu kupić piwo. Ogniska, lokalna tancbuda też się trafiła. Wspomnienia bezcenne i ożywające z każdą wakacyjną czy świąteczną wizytą, szczególnie w wieczornych pogaduchach przy wujkowym domowym winie.

 

p1090414-1.jpg
Ratusz – „kramnice”. Takie lokalne Sukiennice, całkiem ładne, tylko ta kupa betonu  dookoła wygląda słabo. Ale miasto ostatnio stawia na zieleń zorganizowaną, więc może zamienią parking przed reprezentacyjnym budynkiem na trawnik i kwiaty?

 

p1090411-1
Kościół św. Bartłomieja. Gotyk, XVII-wieczna kaplica i późniejsze przystawki. W środku swego czasu straszyły współczesne freski jak z Biblii dla przedszkolaków (pastele, blondwłosy Jezus i oczywiście wielki, uśmiechnięty od ucha do ucha Jan Paweł II). Na szczęście kilka lat temu do akcji wkroczył konserwator zabytków i teraz ściany są białe, a straszą najwyżej barokowe amorki ze złoconymi skrzydełkami (fuj). I tak lepsze to niż pobliski kościół św. Ducha (taka typowa kościelna hala z lat 90., wzniesiona na miejscu zbombardowanego kościółka z XIX wieku).

 

p1090418.jpg
Zabytkowy dworek w centrum miasteczka. Kiedyś tak wyglądała typowa zabudowa Staszowa (plus oczywiście chaty i kamieniczki). Niewiele z tego zostało. Dzisiaj przeważają klockowate domy z PRL,  blokowiska też z PRL, pojawiają się i nowe „apartamentowce” (właśnie stawiają coś takiego na środku łąki obok domu wujostwa). No i moje ulubione nowobogackie wille z okolic 2000 r. (taaak, wieżyczki, kolumienki, lwy i te rzeczy ;)).

 

p1090402
Cmentarz przy kościele św. Bartłomieja. Najstarszy w Staszowie, ostatni pogrzeb odbył się tu jeszcze w XIX w. Jako dziecko myślałam, że to tylko takie pomniki, coś jak dekoracja przykościelnego ogródka, albo krzyże dla chcących pomodlić się na zewnątrz. Bo nie było lastrikowej płyty z prostopadłym nagrobkiem, a tak wyglądały wszystkie znane mi groby 😉

 

p1090387.jpg
Chyba najciekawszy z nagrobków – pamięci zmarłego w 1866 r. Wincentego Kijanki, obywatela m. Staszowa.

 

p1090358
Poranne widoki za oknem. „Uważaj, bo z tej mgły na łąkach wyłania się Czarna Panna i przychodzi do niegrzecznych dzieci” – taką historyjką terroryzowałam jakieś 30 lat temu moją młodszą  kuzyneczkę 😉 Dziś obie mamy z tego niezły ubaw.

 

p1070599.jpg
Wieczorne widoki

 

p1070596
Park im. Adama Bienia. Dawniej bezimienny zapuszczony skwerek, kilka lat temu dostał za patrona ważną postać polskiego wojennego podziemia i nowe życie. Teraz jest to jedno z najładniejszych miejsc w miasteczku.

 

p1070601.jpg
A to miejsce spotkał trochę gorszy los. Kino zamknęli jeszcze w moich czasach licealnych, potem działała tam knajpa, a już od lat wygląda jak na załączonym obrazku. Kilkadziesiąt lat wcześniej stała tam cerkiew, po której został tylko kawałek bramy i muru.

 

p1090252
Pałac w Kurozwękach pod Staszowem. Własność kilku szlacheckich rodów, po II WŚ magazyn rolniczy i stopniowo rudera. Na początku lat 90. odzyskany przez potomków ostatniego właściciela – rodzinę Popielów. Państwo wyremontowali posiadłość i udostępnili turystom do zwiedzania, a sami mieszkają w niewielkim domu na terenie majątku. Dookoła fajny park, poza nim mini zoo, labirynt kukurydziany, stada koni i bizonów, a od niedawna także browar. Żyć, żryć, pić i nie umierać.

 

p1090289.jpg
Pałacowy dziedziniec

 

p1090312-1
„Droga nadmorska” – Józef Czapski. Wśród rodowych skarbów znajduje się też kolekcja dzieł Czapskiego, który przyjaźnił się z Popielami i skoligaconą z nimi francuską arystokratyczną rodziną de Boisgelin.

 

p1090352.jpg
Park wokół pałacu

 

p1090354.jpg
Piękny olbrzym – platan klonolistny

 

To tylko ułamek lokalnych atrakcji, bo w tym zalesionym regionie jest gdzie wypoczywać i co oglądać. Trasy piesze też przyjazne ludziom bez kondycji i niezatłoczone, więc jak ktoś nie lubi łazić po górach z wywieszonym jęzorem i stać za warszawką w kolejce na Giewont albo inny Kasprowy, to będzie jak znalazł.

Tyle wakacyjnych zielonych sielskości, bo poza tym było wielkomiejsko. Do Staszowa trafiłam prosto z mojej śląskiej wycieczki, a potem był jeszcze jeden szybki wypad do Katowic. Krzyś upodobał sobie takie specjalne rolki (level sportowiec-akrobata), dostępne stacjonarnie tylko w pewnym katowickim sklepie, więc wyjazdowe zakupy połączyliśmy z towarzyskim szwendaniem się po stolicy Śląska i tropieniem kolejnych smaczków.

 

p1090459
Mural na ścianie Urzędu Miasta. Autorką jest streetartowa artystka Mona Tusz, a samo malowidło powstało w nawiązaniu do zeszłorocznego szczytu klimatycznego. No i coś tak pięknego zniknie przez debilizm urzędniczo-deweloperskiej sitwy, bo tuż obok właśnie stawiają hotel, który ma być przyklejony do ściany UM.

 

p1090456.jpg
Kamienice przy ul. Mickiewicza

 

p1090470
Kamienice przy zielonej i spokojnej ul. Sienkiewicza

 

p1090483.jpg
Kamienica przy ul. 3 maja

 

p1090493
Zielony rynek – ławki, leżaki, drzewka i sztuczna Rawa (ładniejsza i lepiej pachnąca od tej naturalnej, która płynie pod spodem).

 

Jako bonus kilka zaległych katowickich fot, co to nie doczekały się publikacji wcześniej:

 

p1070338.jpg
Muzeum Śląskie w dawnej kopalni „Katowice”. Warto zobaczyć i lepiej zarezerwować pół dnia bo główna ekspozycja super, a do tego jeszcze galerie sztuki od XIX w. po współczesność, sztuka sakralna i kilka innych stałych wystaw.

 

p1070346
Obrazki propagandowe z czasów plebiscytowych. Nie wiem, jak tam dzisiejsza opieka zdrowotna za Odrą, ale u nas dalej jest po polsku. No może robotnik nie umiera już pod szpitalem, tylko na poczekalniowym krzesełku po trzech latach oczekiwania na zabieg.

 

p1070359.jpg
Śląski PRL na bogato

 

p1070404
Budynek Muzeum Śląskiego

 

p1070679.jpg
Foczki w Parku Śląskim

 

p1070715
Pelikany

 

p1070690.jpg
Są kamienne zwierzaczki, są i roślinne. Pełno tam takich – kaczki, żaba, sowa, słoń i inne.

 

p1070685
„Dron”, czyli rzeźba i monitoring w jednym – więcej info na http://www.dron.parkslaski.pl

 

Był Górny Śląsk, był i Dolny Śląsk, chociaż ten drugi tylko w mikro-pigułce. Ekspresowa wyprawa była: urodziny Kasi S. i szybki spacer po centrum Wrocławia w pakiecie. Krótko, ale intensywnie. W sam raz, żeby zobaczyć rynek  i poszukać krasnoludków.

 

p1090540.jpg
Bajkowe miasto, to i dworzec jak pałac

 

imgp7723
I są krasnale  😀 – fot. Krzysztof Czaja

 

p1090557.jpg
Więcej krasnali, w dodatku z przesłaniem inkluzywnym 🙂

 

p1090549
Ratusz i kolorowy rynek

 

imgp7730.jpg
I jak tu nie kochać takich koronkowych detali 🙂 – fot. Małżonek

 

imgp7738
Były krasnale, są i domki z piernika

 

imgp7740.jpg
Kolejny krasnal czy Don Pedro? Fot. Krzysztof Czaja

 

imgp7743
Dwa małe ludziki. Fot. Krzysztof Czaja

 

imgp7750.jpg
Chlup-chlup. Fontanna „Zdrój”. Swego czasu budziła kontrowersje, teraz ponoć mieszkańcy Wrocka nie wyobrażają sobie, że miałaby zniknąć. Na pewno ładniejsza i ciekawsza od krakowskiego „Luwru dla ubogich”, który zastąpił fontannę prof. Zina. Fot. Krzysztof Czaja

 

imgp7788
„Taka Wisła, tylko z wyspami”. Fot. Krzyś, tekst Ania

 

p1090568.jpg
„Biały Dom” – nowa Biblioteka Archidiecezji na Ostrowie Tumskim

 

No i na deser obrazki lokalne. Oraz ukłony dla miejscowych instytucji, bo dobrych akcji nigdy za wiele. Zwłaszcza takich, które integrują lokalną społeczność i łączą edukację z rekreacją, a w dodatku ich twórcy współpracują ze sobą, zamiast bawić się w konkurowanie na fajność. Fundusz Partnerstwa i Ośrodek Kultury im. Norwida zorganizowały konkretny spacer (ponad trzy godziny łażenia) i zrobiły mi dzień. Była przyroda, były rzadko uczęszczane szlaki, opowieści o  klubach muzycznych i potańcówkach z dawnych lat, a do tego jeszcze ekologiczne innowacje.

 

imgp7811
Droga z Kopca Wandy do Fortu Mogiła.

 

imgp7804.jpg
Jak wyżej. Lato już wita się z jesienią.

 

imgp7818
Jest i fort. Jak na zabytki Twierdzy Kraków, prezentuje się bardzo dobrze. Kiedyś próbowaliśmy z Krzysiem do niego dotrzeć i poddaliśmy się po kilkunastu minutach błądzenia w jakimś garażowym labiryncie. A wystarczyło tylko pokonać kolejny zakręt i przejść jeszcze kilka metrów 😉

 

imgp7826.jpg
Był (dawno temu) klub jazzowy, jest bank.

 

imgp7839
Os. Hutnicze – pierwsze bloki z prefabrykatów (prototyp wielkiej płyty).

 

imgp7870.jpg
Ogród deszczowy na Os. Teatralnym, czyli magiczna beczka odzyskująca deszczówkę.

 

Fajnie było. A teraz jak w wierszu Świetlickiego: „listopad, niemal koniec świata”. Mogę bezkarnie przestawić się na tryb psioczenia, bo robią to wszyscy (właśnie zawadziłam wzrokiem o jakiś jesienno-płakusiający mem na profilu FB znajomej). Idę zamienić się w kocykowego wrapa z ludzką wkładką, celebrować przeziębienie, które właśnie mnie dopadło i nie wstawać aż do wiosny, o!

 

Dodaj komentarz